Nie mogę skończyć żadnego kawałka.

Z dziwnej przyczyny – gdy mam już gotowy jakiś sensowny szkic całości, nagle myślę sobie:

„ok, ale gdy będę chciał zagrać ten numer live, jak to zrobić, żeby zmiksować to jakoś uniwersalnie z resztą, żeby toto się z resztą komponowało i jak to w miarę naturalnie połączyć w całość od strony technicznej.”

Oczywiście ani reszty, ani całości nie ma. Jest za to obsesja grania live w sposób „na control freaka”.

Jakby to napisać… Wczoraj znów płakałem, że nie umiem na: perkusji, basie, gitarze grać, nie ma mnie pięciu, nie mam kasy ani miejsca na wszystkie z instrumentów.

Chciałbym być pianistą w czasach przedkomputerowych i nie mieć tego typu problemów.

Dodaj komentarz