Weszliśmy do sklepu w poszukiwaniu napitku. Śmierdziało w nim poprzednią epoką, ale osiedlowe ośrodki handlu mają to do siebie, że są po drodze i raczej nie dane jest nam mieć wybór kilku spośród nich.
Odwróciłem się, by zlustrować nowotygodniowe wydania gazet i stwierdziłem, że zainwestuję w Przegląd Tygodnia. Wziąłem dwa egzemplarze, zupełnie przypadkiem i z rozpędu. Gdyby nie ogromne bogactwo asortymentu, wziąłbym pewnie jeszcze i pięć. No ale były dwa. Jeden odłożyłem, mniej więcej na miejsce. – Ale proszę odłożyć na miejsce, bo ktoś przyjdzie, będzie chciał wziąć i nie znajdzie. – jaśnie sprzedawczyni, chyba właścicielka, była średnio zachwycona, czemu dała wyraz w swoim pełnym pretensji tonie.
– Teraz to sam już nie wiem gdzie była – odparłem, uznawszy, że jest w życiu wiele ważniejszych rzeczy od tego, gdzie akurat jest dokładne miejsce Przeglądu Tygodnia w podrzędnym, osiedlowym sklepiku, w którym byłem najpierwszy raz.
– Gazety odkładamy zawsze na miejsce – burknęła jeszcze bardziej nieprzyjemnie, najwyraźniej dumna z siebie.
Niedoszły zakup wyrzuciłem na podłogę, odwróciłem się na pięcie i krótkim „do widzenia” zakończyłem zakupy. Pani wyszła za mną, patrząc chyba dokąd idę, tak jakby nie życzyła sobie, żebym przypadkiem wrócił i może jednak zaszczycił ją swoim 3,50 za gazetę.
Łaskawa.
Mogłem wziąć oba egzemplarze. Ale wtedy pewnie chciałaby mnie zabić za przesadne opróżnienie półek. Ot i Polska.
52.428026
16.922415